Radosław nie pamięta ani wypadku, ani pierwszych dni w szpitalu. Gdy odzyskał przytomność okazało się, że może tylko leżeć. Dziś chodzi samodzielnie, nawet siada za kierownicą.
Historie naszych beneficjentów są wyjątkowe, ale łatwo znaleźć w nich podobieństwa do losów innych osób, pokrzywdzonych przestępstwem. Będziemy te historie opisywać – jako świadectwa, że przed złem i krzywdą można się skutecznie bronić. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok i podjąć walkę o lepsze jutro.
W grudniu 2020 r. pan Radosław wracał z Wrocławia do Lubina. Jego 30-letni mercedes odmówił posłuszeństwa, więc – dzięki pomocy kolegi – zdecydował się jechać na holu. Jazda przebiegała sprawnie do Prochowic.
– Tuż za miastem w tył mojego auta wjechał tir. Z taką siłą, że uderzyłem w samochód kolegi, wyrzuciło mnie na drugą stronę drogi, dachowałem – opowiada. A raczej – powtarza relacje innych osób, sam bowiem nie pamięta żadnego szczegółu z tego zdarzenia.
Widok, jaki na miejscu zastały służby ratownicze, napawał grozą: mercedes był tak zgnieciony i skręcony, że to właściwie cud, że jego kierowca przeżył. W drugim pojeździe utknął zaklinowany i zszokowany znajomy. On, na szczęście, nie odniósł większego uszczerbku na zdrowiu, pan Radosław natomiast trafił do szpitala nieprzytomny. Miał poważnie złamaną lewą rękę, złamane wszystkie żebra, a w nogach brak czucia i władzy. Po operacji ręki została mu pamiątka w postaci gwoździa, z którym chyba przyjedzie mu już żyć. Nie to było jednak w jego stanie najgorsze.
– W lutym 2021 roku zobaczyłem długiego i bardzo chudego człowieka na łóżku – wspomina Jarosław, fizjoterapeuta stowarzyszenia „Grono”. – Tak w nicości sobie leżał… W jego twarzy nie było widać nadziei.
Pacjent – mężczyzna mający ponad 1,90 cm wzrostu – przez niewładne nogi i rękę, którą też nie mógł poruszać, trzeci miesiąc spędzał w pozycji leżącej, we wszystkich niemal czynnościach skazany na pomoc innych. Wtedy myślał, że tak już będzie zawsze.
– Ale któregoś dnia odwiedziła mnie Marta, psycholog ze stowarzyszenia „Grono”. Moi znajomi zadzwonili tam w mojej sprawie. I tak zostałem beneficjentem programu – mówi pan Radosław. – Jarek od razu zaczął sprawdzać, czy i jak mógłbym rozpocząć rehabilitację. Z racji na mój stan w tamtym czasie rozpoczęliśmy fizjoterapię w domu. Wszystko przebiegało od ręki. Przyjeżdżał dwa razy w tygodniu i ćwiczyliśmy przez dwie godziny.
– Radosław otrzymał też zestaw ćwiczeń, które miał sam wykonywać. I robił to sumiennie – stwierdza fizjoterapeuta.
Celem tej początkowej rehabilitacji była z jednej strony odbudowa masy – żeby pacjent miał w ogóle siłę wykonać proste ruchy i przywrócenie funkcjonalności kończyn.
Dzięki terapii manualnej po około siedmiu miesiącach pan Radosław mógł usiąść. Gdy stał się silniejszy, otrzymał poduszkę sensomotoryczną i piłkę do ćwiczeń. Okazało się, że nawet utrzymania równowagi też musi się nauczyć od nowa.
– Najpierw chodziłem na czworakach, przy ścianie – opowiada. – Siadałem na wózku, potem chodziłem o kulach. Miałem drugą operację tej złamanej ręki, ciągle nie chce się zrastać, ale już „działa”.
Rehabilitacja wciąż trwa. Ale dziś pan Radosław jeździ na nią sam (znów może prowadzić samochód). Pracuje nad wzmocnieniem lewej ręki i walczy o odzyskanie czucia w stopach. W prawej już jakby coś drgnęło…
– Bardzo istotna była pomoc, jaką mi zaoferowano, fizjoterapeuta odpowiadał na każda potrzebę, na każde pytanie miał czas. Cieszę się, że przez ten cały czas byłem prowadzony przez jednego specjalistę, który od początku śledził moje kroki i potrafił adekwatnie oceniać zmiany i postępy. Do dyspozycji miałem psychologa, gdyby był mi potrzebny. Czułem, że naprawdę mam wsparcie, myślę, że dzięki temu stanąłem na nogi. Dosłownie i w przenośni.
PS. Imię beneficjenta zostało zmienione. Fotografia, załączona do tekstu, jest przypadkowa i nie przedstawia faktycznego zdarzenia.
Foto: www.freepik.com/free-photo/image-auto-accident-involving-two-cars_25866280.htm#query=A%20car%20crushed%20in%20a%20road%20accident&position=3&from_view=search&track=sph”>Image by fxquadro</a> on Freepik