– Chciałabym, żeby historia mamy pomogła innym kobietom – mówi Kinga. – Żeby potrafiły dostrzec, że tkwią w toksycznym związku i żeby przestały się bać. To strach rujnuje nasze życie.
Historie naszych beneficjentów są wyjątkowe, ale łatwo znaleźć w nich podobieństwa do losów innych osób, pokrzywdzonych przestępstwem. Będziemy te historie opisywać – jako świadectwa, że przed złem i krzywdą można się skutecznie bronić. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok i podjąć walkę o lepsze jutro.
Zło karmi się strachem
Kinga została beneficjentką stowarzyszenia „Grono” w kwietniu 2021 r. jako osoba najbliższa pokrzywdzonej przestępstwem. Po pierwszym telefonie (numer znalazła na ulotce, którą wzięła z komisariatu policji) i kilkugodzinnym spotkaniu z psychologiem udzielono jej wieloaspektowej pomocy w postaci bonów materialnych, a także wsparcia prawnego. Zaopiekowano się wszelkim potrzebami pokrzywdzonej, które zrodziła kryzysowa sytuacja. Od tamtego czasu regularnie uczęszcza na sesje psychoterapeutyczne, które będą trwały tak długa jak długo będą potrzebne. Gdyby nie ta pierwsza pomoc, to myślę, że bym z tego nie wyszła – mówi beneficjentka. – Od początku było dla mnie ważne, żeby – ze względu na dzieci – zajęcia odbywały się w moim mieszkaniu. I tak się stało, za co jestem bardzo wdzięczna.
Na prośbę, czy mogłaby sama ocenić efekty psychoterapii mówi: Zajęcia otwierają oczy, zmieniają myślenie o życiu, jakie wiodłam. Pozwalają popatrzeć na wszystko z innej perspektywy. I wzmacniają.
Zbigniew latami wyżywał się na Marii. Bił, obrażał, szantażował, podejrzewał o zdrady, groził – i tak przez dziesięć lat. A potem ją zabił. – Chciałabym, żeby historia mamy pomogła innym kobietom – mówi dziś jej córka. – Żeby potrafiły dostrzec, że tkwią w toksycznym związku i żeby przestały się bać. To strach rujnuje nasze życie.
Kinga ma 31 lat i jest mamą dwójki dzieci. Dramatyczne zdarzenia, które spotkały jej rodzinę mogłyby wypełnić kilka scenariuszy filmowych. Najpierw spłonął rodzinny dom w podwrocławskiej wsi, rodzice się rozeszli, ojciec jej pierwszego dziecka zachorował na schizofrenię, a nowy partner mamy (skądinąd znajomy z tej wsi) okazał się socjopatą. Chorobliwie zazdrosny – albo udający zazdrość po to, by tak uzasadniać agresję wobec Marii. Szykany i szantaż stały się codziennością w jej życiu. Raz wieszał się na klamce, innym razem przyszedł do jej mieszkania z nożem w ręce. A potem, dla odmiany, kajał się i przepraszał.
– Zdemolował drzwi, a potem pobił mamę, mnie i męża koleżanki, który u nas akurat był – wspomina Kinga.
Poszukiwany listem gończym Zbigniew H. w końcu na cztery lata trafił za kratki. Mimo to udało mu się nakłonić Marię do małżeństwa. Ślub wzięli zakładzie karnym, z którego Zbigniew wyszedł przed terminem jako jedyny żywiciel rodziny.
– Miał podrobione zaświadczenie, że dostanie pracę, a jego mieszkanie tak naprawdę wyremontowała mama i ona go utrzymywała – twierdzi córka, która od początku była bardzo przeciwna temu związkowi. – Zabraniał jej wszystkiego, pił, ćpał, wymyślał zdrady, wyzywał, bił.
To wszystko wyszło na jaw, gdy Maria nagle przestała odwiedzać córkę i wnuczęta. Bo Kinga miała już dwoje dzieci. Ojciec tego młodszego odszedł, gdy okazało się, że dziewczynka jest niepełnosprawna. Odszedł, ale nie dawał jej spokoju.
– Nękał mnie, groził, że zabije mnie i siebie, wysyłał obraźliwe esemesy, obrażał na wszystkich forach w mediach społecznościowych. Pisał na przykład, że wymyśliłam chorobę córki, żeby nie pracować. A pracuję od osiemnastego roku życia…
Kinga nie dała się zastraszyć. Gdy na telefonie zobaczyła wiadomość: „Spalę ciebie razem z tą kamienicą” ruszyła na komisariat. Mężczyzna dostał rok w zawieszeniu i zakaz kontaktów przez pięć lat. I wreszcie zaczął płacić alimenty.
Ponieważ niepełnosprawna córeczka wymagała rehabilitacji i większej uwagi, babcia stała się dla starszego syna niemal drugą mamą. Przychodziła codziennie – i nagle przestała. Ze swoimi znajomymi też przestała się kontaktować. Właśnie od jednej z tych znajomych Kinga dowiedziała się, że matka próbowała załatwić sobie fikcyjny pobyt na SOR-ze. Bo już nie mogła wytrzymać życia, jakie zgotował jej Zbigniew.
– Wtedy porozmawiałyśmy. Mama była bardzo zdenerwowana, chciała się rozwieść, chciała wynająć mieszkanie we Wrocławiu. Na tydzień przed Wielkanocą sprowadziła się z powrotem do nas – relacjonuje Kinga. – A ten cały czas ją dręczył esemesami, telefonami, próbował nas nachodzić, ale wiedział, że wezwę policję.
Jak można dręczyć esemesami? Pisząc: „Rozj…ę ci głowę”. Taką wiadomość Maria odebrała w Wielką Sobotę. Pech, że tego dnia córka Kingi gorzej się poczuła, a potem ją samą rozbolała strasznie głowa. Gdyby nie to, może zapytałaby mamę, gdzie się wybiera wczesnym popołudniem. „W dżinsach i z torebką”. Co powiedział lub napisał Zbigniew, że Maria poszła do jego mieszkania – pozostanie niewiadomą.
Z zeznań: był w tym mieszkaniu razem ze znajomym P. Maria przyszła i zaatakowała ich nożem, on w samoobronie ją popchnął, a ona upadła, potłukła się i straciła przytomność; wtedy wezwali pogotowie.
Z prokuratury: na nożu nie było śladów; kobieta otrzymała cios pięścią w okolice szyi po którym straciła przytomność i upadła. Wynikiem upadku był krwiak podpajęczynówkowy i obrzęk mózgu.
Śmierć kliniczna mózgu, dokładniej. Ale o tym Kinga dowiedziała się wiele godzin później, po przesłuchaniu na komisariacie, skąd dopiero taksówką pojechała do szpitala.
Maria zmarła dwa dni po tym zdarzeniu. Miała 52 lata. Okoliczności jej śmierci nagłośniły nawet ogólnopolskie media. Zbigniew H. i znajomy P. trafili do aresztu śledczego, w styczniu 2022 r. rozpoczął się proces karny, zakończony dla Zbigniewa wyrokiem 25 lat pozbawienia wolności. W międzyczasie straż więzienna dwukrotnie znalazła w jego celi telefon komórkowy – raz z wiadomością do znajomego P.
– Żeby mnie oblał kwasem, żebym nie mogła zeznawać – mówi Kinga. Jest przekonana, że mężczyzna wiedział, gdzie uderzyć mamę: – Wiedział, że miała tętniaka w głowie.
Również w międzyczasie Zbigniew pochwalił się swoim czynem współwięźniowi. Zabił, bo Maria „zabrała mu cztery lata życia”. A gdy w telewizji obejrzał relację tego, co zrobił, miał powiedzieć: „Ty mi, k…wo, za to zapłacisz”. Przed pierwszą rozprawą w sądzie dosłownie rzucił się na Kingę. To była zresztą jedyna rozprawa, na którą adwokat z urzędu zjawił się osobiście.
Przez dziesięć lat Kinga była świadkiem tego, jak jej mama boi się swojego oprawcy a jednocześnie zabraniała jej interweniować.
– Gdyby działania policji dawały mamie bezpieczeństwo, to ona nie bałaby się zgłaszać – mówi w pewnym momencie. – Ja już nie chcę się bać.
Historię Kingi tworzą dziesiątki innych zdarzeń, z których można by snuć kolejne opisy.
O tym, jak – i dlaczego – odwrócili się od niej członkowie najbliższej rodziny; o tym jak na pogrzebie nikt do niej nie podszedł: ani brat, ani wujek, ani dziadek; o tym, jak w dniu śmierci mamy do szpitala trafiła jej córeczka; o tym jak – ale nie wiadomo, dlaczego – chorej córeczce odebrano orzeczenie niepełnosprawności; o tym, jak w maju w mieszkaniu zepsuł się piec i żyli bez ogrzewania i ciepłej wody; o tym, że zabójca jej mamy ma prawo do części tego mieszkania, a w ogóle, to wysuwa oskarżenia, że nie mógł być na pogrzebie żony; i o tym, że synowi po covidzie zdiagnozowano zmiany w mózgu… Byłby to opis okrutnej śmierci i beznadziejnego życia.
Albo o tym, jak dziennikarz z TVN pomógł jej załatwiać formalności pogrzebowe, zawiózł na obiad, spędził z nią cały dzień, do wieczora; albo jak przyjaciółki mamy pomogły jej zorganizować przyjęcie komunijne syna; albo o tym, jak psycholog ze stowarzyszenia „Grono” przyjechał o czwartej rano i spędził z nią dziewięć godzin – gdy już chciała z rozpaczy odkręcić gaz… Albo o tym, jak obca kobieta ze Słubic przekazała jej 2,5 tysiąca na nowy piec, przysłała odzież dla dzieci, pomogła umeblować im pokoje i kupić za dogodne raty sprzęt. To byłby opis wiary w dobro ludzi oraz wewnętrznej siły młodej kobiety.
I będzie.
– Zaczęłam pisać książkę – mówi Kinga na koniec. – Nagłaśnianie takich spraw jest bardzo ważne. Chcę, żeby inne osoby, inne kobiety, potrafiły zobaczyć, że tkwią w toksycznym związku. Brak zaufania, kontrolowanie, zazdrość, utrudnianie kontaktu z rodziną lub przyjaciółmi – to są oznaki takiego związku. Marzy mi się fundacja dla takich kobiet.
PS. Imiona osób oraz miejsce wydarzeń, z którymi są one związane zostały zmienione. Załączone zdjęcie jest przypadkowe i nie przedstawia wizerunku żadnej z postaci tej historii.