Aleksandra przeszła gehennę życia z alkoholikiem i hazardzistą, gdy dowiedziała się, że w ciągu dziesięciu dni – z dwójką małych dzieci – musi opuścić mieszkanie. – Skończylibyśmy w przytułku, gdyby nie Stowarzyszenie – mówi dzisiaj.
Historie naszych beneficjentów są wyjątkowe, ale łatwo znaleźć w nich podobieństwa do losów innych osób, pokrzywdzonych przestępstwem. Będziemy te historie opisywać – jako świadectwa, że przed złem i krzywdą można się skutecznie bronić. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok i podjąć walkę o lepsze jutro.
Wreszcie mamy święty spokój
Aleksandra miała 30 lat i syna z poprzedniego związku, gdy wyszła za Patryka i urodziła Paulę, ich wspólne dziecko. Szybko przekonała się, że mąż nie tylko lubi alkohol, ale i narkotyki, ale jego największym nałogiem był chyba hazard. Na gry na automatach potrafił stracić całą pensję. Za wszelkie niepowodzenia winił jednak żonę. Można powiedzieć, że specjalizował się w jej psychicznym nękaniu.
– „Bura suka” to było chyba najłagodniejsze określenie, jakim mnie nazywał – wspomina kobieta. – Każdy dzień wyglądał tak samo: on pił z kolegami, a potem wracał do domu i ubliżał mi. Najgorzej, że dzieci to słyszały…
Patryk lubił też na każdym kroku kontrolować żonę.
– Ciągle powtarzał, jaka jestem beznadziejna, że bez niego zginę.
Uwierzyła w to. Że nic nie zmieni jej losu, że nie da sobie rady – mimo że to na jej barkach leżało utrzymanie rodziny, gdy pieniądze na życie znikały w automatach. Bliskiej rodziny w pobliżu nie miała, a przed znajomymi wstyd jej było przyznać, jak żyje. Tym bardziej przed policją. Mąż wracał albo nie wracał na noc do domu, czasem nie było go kilka dni.
Nawet nie krył, że miewa kochanki. Do jednej wreszcie wyprowadził się na początku tego roku. Ale nękać żony nie przestał. Również obelżywymi esemesami.
– Stał pod oknami i krzyczał, żebym natychmiast wyjrzała. Nieważne, czy była to 23. w nocy czy szósta rano – wspomina Aleksandra. – Albo walił w drzwi tak mocno, że dzieci płakały i błagały, żebym go nie wpuszczała do środka. Raz zażądał, żebym go przeprosiła, że byłam nieposłuszna, a on „ewentualnie mi wybaczy”. Córce obiecywał, że przyjdzie, że kupi jej laptopa, ale oczywiście żadnej obietnicy nie spełnił. Straszył mnie, że skończę na ulicy…
Oliwy do ognia dołożył fakt, że Aleksandra złożyła wniosek o rozwód z jednoczesnym żądaniem opuszczenia przez męża mieszkania. Bo wreszcie, w trosce o dzieci, postanowiła walczyć.
– Chciałam, żeby dał nam wreszcie spokój.
Ale mąż, w odwecie, zwolnił się z pracy. Dobrze wiedział, że umowa najmu służbowego mieszkania była powiązana z jego zatrudnieniem.
– Ale powiedział, że to moja wina. I że on za mieszkanie nie będzie płacić. Alimentów też nie.
28 marca o godzinie 7.40 rano Aleksandra zadzwoniła do „Grona” w Świdnicy z prośbą o pomoc.
– Właściciele lokalu dali mi dziesięć dni na opuszczenie mieszkanie. Jak? Gdzie? Za co? Jak ja nawet swoje rzeczy musiałam sprzedać, bo on sobie wziął wszystkie pieniądze.
Była zrozpaczona i właściwie przekonana, że wyląduje z dziećmi w jakimś przytułku dla samotnych matek. Tak jak groził mąż.
Z pomocą przyszła jej pracodawczyni oraz osoba pierwszego kontaktu ze świdnickiego stowarzyszenia. Ta pierwsza wsparła finansowo, a ta druga niemal natychmiast znalazła wśród znajomych mieszkanie do wynajęcia. Co prawda, zaniedbane, bo od 12 lat niezamieszkane, więc wymagające sporo pracy.
– Opróżniliśmy ten lokal i umeblowaliśmy – skromnie ale nie bez dumy przyznaje pani Danusia. – A 31 marca pani Aleksandra odebrała klucze!
Aleksandra do tego mieszkania weszła z walizką i dwoma workami. Ale była szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Zarówno ona jak i dzieci zostali objęci dalszą opieką stowarzyszenia. Otrzymali bony na zakup żywności i odzieży w pierwszym miesiącu nowego życia. Pola chodzi na warsztaty i ma konsultacje z psychologiem, jej mama także uczęszcza na psychoterapię i wszystko jest na dobrej drodze, by taką pomoc przyjął również 11-letni syn beneficjentki.
A mąż? Jeszcze próbował „sił”, alarmując policję, że od czterech miesięcy nie widział córki. Policja jednak, prokuratura i sąd otrzymały już potrzebne informacje: przy wsparciu prawnika ze stowarzyszenia pani Aleksandra m.in. złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, polegającym na uporczywym znęcaniu się nad nią.
Na spotkanie z psychologiem do „Grona” przychodzi już zupełnie inna kobieta. Uśmiechnięta.
– Gdyby nie ten ośrodek, to nie poradziłabym sobie – przyznaje. – Ale dziś już o tym, co mogło być, nie myślę. Teraz mamy święty spokój. Wiem, że jestem bezpieczna.